Start

Na początek o tym: kto, co, dlaczego, jak i po co - czyli clue dziennikarskiej roboty ;) Tak, tu od razu podpowiedź, Psia Matka jest po studiach dziennikarskich, ale nie zjedzcie mnie od razu, bo najpilniejszą studentką nie byłam ;)

Lucek i Mulan to moje dwa cudowne futerkowe dzieciaczki. Mają już swoje miejsce w sieci - na Facebooku znajdziecie ich fanpage pod nazwą Lucek i Mulan, mopsy z adopcji. Ten blog będzie dla mnie. I dla Was, ktokolwiek tu zabłądzi - będzie mi bardzo miło!

Lucek trafił do mnie 10 maja 2015 r. Miałam mu tylko zrobić zdjęcia, bo nie grzeszył urodą, nie wiadomo było ile miał lat, istniało prawdopodobieństwo jaskry/zaćmy, a w związku z czym nikt go nie chciał adoptować. Zdjęcia zrobiłam, zabrałam do domu, podzieliłam się parówką i powiedziałam, że nikomu nie oddam :)
Dzisiaj Lucek nie pamięta już swojego poprzedniego życia. Chyba, że w okolicy pojawia się samiec - to pomimo kastracji - musi pokazać, że on tu jest samcem alfa. Mogę sobie tylko wyobrażać, jak to jest być reproduktorem w pseudohodowli...

Mulan pojawiła się w naszym domu 18 grudnia 2016 r. Miała być kolejnym tymczasem, na chwilkę, bo przecież mopsy wszyscy kochają i zawsze znajdzie się fajny dom adopcyjny. Los chciał inaczej, bo to właśnie do tej mamusi z pseuduhowa poczułam to co do Lucka.
Podobno ma 7 lat. Trafiła do mnie z lekką nadwagą, z gigantycznym kamieniem nazębnym, brakiem sierści na dwóch łapkach i twarzy (sierść nie odrasta, wygląda jakby była wyrwana/wypalona/odgryziona przez inne psy?), starą i dużą przepukliną pachwinową (uwięźnięte narządy rodne), która powodowała ogromne problemy z wypróżnianiem (pierwszy raz słyszałam jak pies wrzeszczy z bólu i były to najstraszniejsze dźwięki w moim życiu...), starym wrzodem na oku (na to oko nie widzi już wcale). Do tego choruje na KCS (w użyciu już na stałe cyklosporyna i krople nawilżające), a po operacji (mimo wcześniejszego echa i ekg!) wyszła niewydolność sercowa (i tu również już do końca życia wspomagana będzie tabletkami).
Przez pierwsze 3 miesiące załatwiała się w domu, wcześniej żyła w stodole, więc ciężko jej było się nauczyć załatwiania na dworze. Do dzisiaj w nowym miejscu zawsze musi być siusiu.
Progi stanowiły ogromny lęk. Dopiero niedawno pokonała strach przed wyjściem na balkon.
Schody w dół wciąż są Buką i nie zapuszczamy się na nie nawet odrobinkę.
Ponad miesiąc temu zaczęła sama schodzić z kanapy, wcześniej to była panika i duży płacz gdzie ja poszłam i czemu bez Mulanki ;)
Człowieki na spacerze to wciąż temat do rozważań... Sama już podchodzi, ale jak się wyciąga rąsie to już strachy wracają (do tego stopnia, że przestaje siusiać).
Uczymy życia Mulankę :) Tego, że człowiek jest dobry. Że już nie musi się bać. To powolny proces, nic nie robię na siłę, do niczego jej nie zmuszam. Pozwalam jej ogarnąć sprawy w swoim tempie.
I życzę sobie tylko tego, żeby żyła dostarczająco długo, żeby poczuła, że świat jest dobry...

Jeżeli dotrwałeś aż tutaj, Drogi Czytelniku, to zostań na dłużej. Daj motywację, że to, co chcę powiedzieć, ma jakiś sens. Podyskutuj, popraw mnie, jeżeli mam błędne wnioski czy wiedzę w jakimkolwiek temacie! 

Komentarze

Popularne posty